Uczuleniowa zależność.

Przeglądałem kilka dni temu polski Internet po raz już chyba milionowy chcąc znaleźć cokolwiek co może pomóc mi w przezwyciężeniu problemu KBG. Kliknąłem na to forum i znalazłem kilka ciekawych wpisów tyczących histaminy. Od nich googlowałem dalej zaczytując się w teorii tłumaczącej powstawanie ataków. Całość porównałem do mojej osobistej drogi przez nieskończone krainy bólu głowy i ataków na me oko. Po przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku że to ma sens i zamierzam to przedyskutować z moim lekarzem. Otóż są tęgie głowy świata medycznego według których za powstanie ataków KBG odpowiedzialna jest histamina. Na pierwsze starcie z logiką nie ma to sensu, wiadomo (prawdopodobnie) gdzie ból powstaje i z histaminą nie ma to nic wspólnego. Nie doczytałem się jak wytłumaczyć, co powinno zniechęcić mnie do tego wątku, jednak życie przemawia za przynajmniej przyjrzeniem się sprawie.

Jak wszyscy zainteresowani wiedzą klasterowcy mają tzw wywoływacza. Są nimi różne rzeczy ale najczęściej są to produkty spożywcze, orzechy, sery twarde, pomidorki i pełno innych, zazwyczaj miłych podniebieniu pokarmów. Od razu widać że są to pokarmy wywołujące u wielu alergię, a nieco dokładniej podnoszące stężenie histaminy w organizmie. Jeżeli nie mamy klastera to w przypadku nadwrażliwości na takie pokarmy zazwyczaj cierpimy na dolegliwości uczuleniowe. Nie mając klastera ratujemy się lekami antyhistaminowymi, połykamy tabletkę a ta w cudowny sposób poprawia nasze samopoczucie. Skoro wywoływacze klasterowego bólu głowy wyglądają identycznie jak typowe pokarmy wywołujące reakcję alergiczną, to dlaczego by nie spróbować środków antyhistaminowych? Doczytałem się w sieci o ciekawym eksperymencie przeprowadzanym na osobach u których jest bez wątpienia zdiagnozowany KBG. Po wstrzyknięciu pod skórę histaminy praktycznie od razu u pacjentów przychodził atak klasterowy. Trochę o tym myślałem gdyż sam zmagam się z alergiami zwłaszcza na pyłki roślinne. Jest pewna zależność która u mnie występuje. Gdy przychodzi okres intensywnego występowania moich typowych alergenów (np gdy kwitną trawy) stosuję leki antyhistaminowe, to powoduje że czuję się znacznie lepiej i co jest pewne że mam znacznie mniej ataków KBG. Jestem tego pewien, to nie przypadek jednego sezonu, to już kilkuletnie doświadczenie. Jakoś wcześniej tego nie skojarzyłem, traktowałem zupełnie osobno moje alergie i klastera.

Ostatnio wystąpiło coś co powoduje u mnie reakcję alergiczną. Kłucie w zatokach, zatkany nos, opuchnięte oczy, częste łzawienie, złe samopoczucie, niby przeziębienie – to wszystko reakcje alergiczne. Sięgnąłem po leki antyhistaminowe, jak można się było spodziewać złagodziły one lub nawet wyeliminowały nieprzyjemne skutki. Stało się też coś co o mały włos a bym przeoczył. Kilka razy gdy zaczynały działać te leki przynosząc ukojenie, znikał lub malał też ból oka! Klaster ustępował i to nie po sumatriptanie. Postanowiłem sprawdzić mieszankę ceterezyny z sumatriptanem, efekt imponujący, kilka godzin normalnego życia, jakby nie było żadnego klastera :-). Jeśli tylko macie taka możliwość to sprawdźcie to, leki przeciwalergiczne są dostępne bez recepty na całym świecie, nie są jakoś specjalnie szkodliwe więc tym bardziej nie ma się co zastanawiać. Dotarło do mnie że okresy mojej wzmożonej alergii pokrywają się z okresami wzmożonego klastera, czy to przypadek? Możliwe, a może to zależność na którą trzeba zwrócić uwagę, to właśnie muszę przedyskutować z moim lekarzem. Chciałbym się poddać testowi wstrzyknięcia histaminy, coś mi się zdaje że rezultat potwierdziłby moje (i nie tylko moje) przypuszczenia.

Byłem w Londynie :-(

Tak właśnie, byłem na kolejnym spotkaniu w klinice w Londynie, aż dziwne że nie wspomniałem tutaj nic o sposobie zawezwania mnie. Wezwano mnie w trybie natychmiastowym, zupełnie nie po brytyjsku, dzwonili kilka razy by się upewnić że przyjadę, jakbym miał w miesiąc najbliższy umrzeć. Więc też wstawiłem się na wyznaczony termin. Spotkanie okazało się klęską, widzenia miałem z samym doktorem Matharu, szefem wszystkich szefów klasterowych wyjadaczy w Europie a już przynajmniej w UK. Dowiedziałem się od niego że mój GP spierdolił moje leczenie poprzez nieodpowiednie dawkowanie dotychczasowych leków. Jak ten człowiek miał niby dawkować mi leki inaczej niż go nauczono? Nikt mu nie podał jakie dawki ma zapodawać klasterowcowi, widziałem list jaki mu wysłano, ni pół słowa o dawkach. Dowiedziałem się również iż będą chcieli bym powrócił co do niektórych leków lecz już z dawkami zaproponowanymi bezpośrednio przez nich. Zaproponowano mi przemyślenie zastrzyków blokujących nerw jakiś tam w głowie. Utrzymano mi melatoninę, lecz zwiększono do dawki 15-16mg na dobę. Do domu wróciliśmy z żoną zawiedzeni całkowicie. Okazało się to było zwyczajnie normalne spotkanie które można by załatwić drogą korespondencyjną lub przynajmniej lepiej się do niego przygotować. Na miejscu dla przykładu lekarz wyraził niezadowolenie że nie przywiozłem mu pewnych informacji bezpośrednio od mojego GP, a niby skąd mieliśmy wiedzieć iż to jest potrzebne?! Dzwonili wielokrotnie i jakoś im umknęło powiedzieć o potrzebie zabrania tego czy tamtego.

Sam Londyn tym razem też nie był łaskawy dla nas. Utknęliśmy na dworcu autobusowym Victoria Coach Station na godzin dwie i kosztowało nas to dodatkowych £20, nie mówiąc o taksówce którą łapaliśmy by zdążyć żeby nas nikt z tego jebanego dworca nie zabrał! Przybyliśmy 15 minut przed odjazdem autobusu, siedzieliśmy przed odpowiednią bramką, nad nami wisiał ekran z wyświetlonym naszym kursem, a autobus qrwa odjechał bez nas mać!

Jedyne co nam się udało, to złapać kontakt z jedna z kobiet z grupy wsparcia na fejsbooku. Udało się nam dzięki nadprzyrodzonym zdolnościom mojej żony. Rozpoznała kobietę ze zdjęcia widzianego w Internecie i zwyczajnie ją grzecznie zaczepiła. Ja ze swoją niemożnością zapamiętywania twarzy i imion musiałbym z kimś obcować z pół roku, żeby później w Londynie zastanowić się czy ja czasem skądeś tej facjaty nie znam.

Reasumując wydaliśmy kupę pieniędzy moich rodziców (zostali sponsorami tej wątpliwej wycieczki) tylko po to by zamienić z jakąś klasterową kobietą kilka zdań i dowiedzieć się że mamy do kliniki wrócić za miesiąc, ale już z dokumentami których nie przywieźliśmy teraz. Mnie osobiście chujnia bierze na to całe zajście, no ale co zrobić, czasu wszak nie cofnę.

Bez zmian w klasteru – nadchodzi zmiana tabletki.

W najbliższych dniach dostanę receptę na kolejny specyfik. Jakoś nie mam złudzeń że mi on pomoże.

Kilka tygodni temu miałem zajebisty atak, qrewski, największy z moich zaznanych. Łącznie 26 godzin z maleńkimi przerwami po 20 minut każda, po nasileniu trwającym od 15 minut do 1,5 godziny. To już kolejny raz gdy podczas ataku zrobiłem coś bardzo nieodpowiedzialnego, coś co mogłem przepłacić zdrowiem. Nie będę się zagłębiał w sam przebieg ataku, nie chcę tego wspominać, ale dam sobie prawo jajo odciąć, że nie wytrzymam następnym razem dłużej niż 24 godziny. Nie wiem jak ale muszę znaleźć sposób na skuteczną utratę przytomności bez ryzykowania swoim życiem. Kiedyś gdy męczyła mnie kamica nerkowa mój organizm mdlał jak już za bardzo ból sobie pozwalał. Klaster może i nawet nie ma silniejszego bólu, czasami tylko, ale ten ból jest inny, jest podły, on mnie zabija od strony psychiki. Bądź co bądź prawda jest taka że Zimovane podczas ataku nie zadziała, nawet jak wpierdolicie całą paczkę. Owszem zaśniecie, wasze ciało zaśnie, nawet wejdziecie w fazę ze snami, lecz z otwartymi oczami wciąż w przerażającym bólu, który zmusi was do przemieszczania się po mieszkaniu w celu szukania ulgi. To będzie połączenie głębokiego snu z rzeczywistością, sen objawi się jako halucynacje, a ból będzie was tarmosił z taką samą siłą lecz z większymi pokładami drwin. NIE POLECAM.

Na moją znajomą z fejsa chyba też jej blokery nie podziałały. Pewnego dnia pełna wiary w wierszu napisała mi że chyba to działa, długo nie miała ataku. Dwa dni później już była na nowo zaprzyjaźniona ze strzykawką. Szkoda mi dziewczyny, w dodatku nie ma wsparcia psychicznego ani cielesnego, jest zwyczajnie sama. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, ja żyję tylko dzięki mojej żonie, jej miłości, jej wiary w rodzinę. Gdybym był sam rozważałbym na 100% tylko 2 opcje: oddanie się jakimś badaniom klasterowym albo samobójstwo.

Następnym wpisem zapodam informację jaką to też nową tabletkę połykać będę.

 

Pozdrawiam wszystkich.

Sebastian

On atakuje

8 stycznia 2013, około przed 3 w nocy

Jestem kilka minut po klasterowym ataku. Dzisiaj myślałem przez moment że umrę, było nietypowo, inaczej, podle. Nagle rozbolała mnie głowa bardzo mocno, ból się nasilał z sekundy na sekundę, pomyślałem że to najsilniejsza migrena jaką w życiu miałem. Ból wzmagał się z każdą chwilą, zacząłem panikować, choć ból skutecznie gasił wszelkie moje reakcje, co jeszcze bardziej mnie przerażało. Wystraszyłem się że umrę z chwili na chwile w bólu, tak o po prostu, bez tych tuneli, światełek, retrospekcji. Jedyne o czym myślałem trzeźwo to zastrzyk i tlen, choć nie byłem przekonany iż to ma sens, nie wyglądało to na atak klastera. Jednak on przyszedł. Wyłonił się w całej swojej paskudności z całego czoła i spłynął na oko, rozpierdolił je w strzępy, śmiał się ze mnie, udało mu się mnie oszukać, schwał się za woalem migreny, nastraszył mnie nie na żarty. Klaster ma jedną fantastyczną zaletę, zawsze przechodzi, wiedziałem że musi się poddać, przecież już się kulałem z maską tlenową na twarzy, chwilę po zastrzyku, teraz tylko czekać, przecież on musi polec. Tym razem jednak ciężko było tak zwyczajnie przeczekać, sqrwiel przez ostatnie kilka dni spokoju nabrał sił, przypakował, przywalił tuż przed atakiem jakiegoś koksu, działał jak szaleniec. Muszę przyznać iż już dawno mnie tak nie sponiewierał. Ale jednak poległ :-), zostawił mnie zapłakanego jak dziecko, ze ściągniętymi mięśniami twarzy, styranego jak po dobrej szychcie, a to tylko kilka minut musiało być. Teraz pozostało mi się uspokoić i wrócić spokojnie do łóżka i zasnąć. Miłego snu sobie życzę.

8 stycznia 2013, około po 4 po południu

W nocy jednak nie zasnąłem, bujałem się z kąta w kąt do 7.45, wreszcie zasnąłem. Budziłem się kontrolnie co jakiś czas i nie zauważyłem porannego ataku ani nawet jego śladu. Zasnąłem na dobre. Moje młodsze dziecko co jakiś czas sprawdzało czy tata żyje jeszcze stąd wiem że około 13.15 odnotowałem ból głowy, średnio silny, jednak obwiniłem tym niewygodną poduszkę, nocne przejścia i nietypową jak dla człowieka porę snu. Żona wybudziła mnie około 14-stej. Tylko usiadłem dojebał mi znowu z kopyta w oko, tak bez pardonu, mszcząc się za to co zrobiłem mu w nocy, za zgaszenie go jak peta. Tym razem mimo iż już nie tam silny jak w nocy jednak doprowadził do poniżenia mnie jeszcze bardziej. Musiałem przy pomocy żony i córki dostać się do apteki, tam przy roju klientów sobie postękiwałem, kiwałem się na krzesełku, łzy mi leciały, jednym słowem PRZEDSTAWIENIE. Nie lubię tego całym moim sercem, ludzie się gapią jak ponad stukilogramowy (może ze 110) wieprz wije się obmacując się po połowie głowy i utyskuje jak dziecko, oj mam bubu, oj mam bubu. Na szczęście apteka była już przygotowana na moje przybycie, czyli zwyczajnie recepta była już przygotowana i wydana w pełni moich oczekiwań, są zastrzyki, zajebiście. Teraz tylko trzeba zrobić kolejny show i zrobić sobie ten zastrzyk. Zona spytała kierownika apteki czy możemy ten teatrzyk tu i teraz uczynić, oczywiście że pozwolili, nikt o zdrowych zmysłach nie odmówiłby pomocy cierpiącemu grubasowi. Udostępnili nam osobne pomieszczenie, tyle dobrego, koniec kabaretu dla zgromadzonych.

8 stycznia 2013, godzina 16.40

Jest już tak jak powinno być, nie boli, nawet nie próbuje. Ciekawym co jutro?

Duloxetine ciąg dalszy

Duloxetine spisuje się nad wyraz wyśmienicie. Cienie już mnie nie męczą i zgodnie z założeniami mniej jest z tego powodu ataków właściwych. zastanawiam się nad odstawieniem jednego z leków. Docelowo chcę pozostać przy Verapamilu i Duloxetine. Do pracy jeszcze nie wróciłem niestety, lecz myślę to zmienić w tym tygodniu. Pomimo iż ataków mam znacznie mniej to pojawiają się w najmniej odpowiednim czasie, zazwyczaj gdy trzeba iść do pracy :-(. Nawet moja żona była zmuszona już dwa razy opuścić dzień pracy ze względu na mój klaster. Stres temu towarzyszący był przeogromny, postanowiliśmy pójść porozmawiać z menadżerem żony i wyjaśnić mu problem. Podczas rozmowy facet wyraził pełne zrozumienie dla sprawy, zadeklarował wsparcie i ochronę żony przed utratą pracy z powodu nieobecności związanych z moimi bólami. Jak się okazało człowiek ten sam został dotknięty klasterowym bólem głowy, więc nawet nie trzeba było zbyt wiele wyjaśniać. Jak tu nie paść na kolana przed Rzeczysamą? Czuję jej wsparcie już od lat, zwłaszcza w takich trudnych momentach. Gdy zdaje się biorąc na logikę, iż większość stabilnego życiowego podłoża powinno się zawalić, wówczas przychodzi Ona, Rzeczysama, przynosi dobro, przynosi miłość, instaluje widoki na przyszłość, zgniata lęki.

Się działo

Oj tak, działo się życie.

Klaster
Duloxetine prawie skutecznie pozbył się cieni. Ataki właściwe nadal są, lecz jakieś takie jakby inne, bardziej czyste i oczywiste. Ilość stosowanego sumatriptanu znacznie się pomniejszyła, zwłaszcza zastrzyków. Wciąż trudno mi jest zaakceptować iż tramadol odpycha ataki właściwe na odpowiedni dystans. Wszyscy na tej planecie wiedzą że opiaty w żaden sposób nie pomagają przy bólu klasterowym. Jednakże jakoś dziwnie mam mniej ataków gdy mam pod ręką właśnie tramadol. Kodeina i jej pochodne ewidentnie wpływają na zwiększenie szansy na atak a grupa ta sama co tramadol, dziwne. Może to tylko efekt placebo? Kilka razy już czytałem historie klasterowiczów w których sporą rolę odegrał właśnie tramadol. Zwłaszcza w USA można znaleźć zwolenników zastrzyków z tym silnym środkiem. Niektórzy twierdzą że jednym zastrzykiem powstrzymują ataki ma 8 do 10 godzin. Może więc pod wpływem takich opinii mój organizm reaguje na tego opiata tak a nie inaczej?
Zakupiliśmy z żoną małą stację meteorologiczną z pomiarem ciśnienia atmosferycznego i zapisem zmian w ostatnich godzinach (nie wiem ilu, na wyświetlaczu do 12 godzin). Mamy nadzieję obcykać w jakich warunkach występują u nas bóle migrenowe i u mnie dodatkowo pieprzony klaster. Jeśli tylko zauważę jakąś zależność ataku właściwego z pogodą to na pewno przeprowadzone badania tutaj na blogu opublikuję.

Praca
Nie pracowałem przez cały ten okres, oczywiście winny jest jeden. Jutro wybieram się do pracy i jakoś nie spodziewam się większych utrudnień. Jestem zabezpieczony w odpowiednie środki medyczne przynajmniej na 4 dni, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam tylko nadzieję że wciąż jestem zatrudniony.

Zdrowie
Kolano mi wysiadło kolejny już raz, jak zwykle właśnie w tym okresie roku. Dwa lata temu lekarze twierdzili że to przez kodeinę przyjmowaną w końskich wręcz dawkach. Kodeinę mimo uzależnienia udało mi się w znacznym stopniu odstawić i choć nadal ją stosuję to już raczej w dawkach normalnych i zdecydowanie rzadko. Efektem zmniejszenia zażywanej kodeiny i jej siostry dyhydrokodeiny było niemal zupełne wyeliminowanie problemów z bolącym kolanem, do tego stopnia że o tym problemie zupełnie zapomniałem. Kilka dni temu niestety jednak przestałem aż chodzić z bólu. Prześwietlenie już zrobione, fizjoterapeuta ma zadzwonić i ustawić wizytę u niego. Nie jest źle, kolano jakoś wraca do normy jakby, teraz tylko oby rentgen nie wykazał konieczności rychłego odjęcia nogi! Lubie mieć dwie nogi, fantastycznie na nich można się przemieszczać i w pewnym sensie za darmo.

Administracja
Tak, zawaliłem swoją domenę. Jakaś prawie paranoja, 3 dni bez swojego serwisu, bez emilii żadnych, normalnie jakby ktoś mi odrąbał kilka płatów mózgu. Na szczęście już wszystko wróciło do normy.

Hobby
Wraca powoli moja pasja. Kilka sesji rodzinnych za mną, sesji z moją rodzinką :-). Jestem zadowolony z wyników pracy.

Inne
Inne też miały miejsce, ale nie chce mi się o tym pisać tutaj.

Nimesolidum a jutro środa

Dostanę prosto z Polski opakowanie Nimesilu, może zadziała na te cholerne cienie. Pytałem też swojego GP o ten środek, niestety nie stosuje się go w Zjednoczonym Króleśtwie.
Jutro powinienem wrócić do pracy po ponad trzech tygodniach w tym dwóch urlopu. Prawdę mówiąc cienko to widzę, od kilku dni budzę się z potwornym bólem głowy i/lub atakiem. Kolejny kryzys przechodzę około drugiej po południu, w pracy mam wytrzymać do szesnastej. Od wczoraj już się tym stresuję, co też ma negatywny wpływ i jest wywoływaczem. Postaram się jutro na dwie może trzy godziny przed wyjściem do pracy wziąć sumatriptan w tabletkach, nawet jeśli nie będzie mnie bolało oko, w ten sposób prawdopodobnie uda mi się zabezpieczyć przed niepowodzeniem misji “Praca”.
Jesień na całego i jak co roku okres ten jest u mnie czasem wzmożonej aktywności sqrwiela. Miałem cichą nadzieję że do tej jesieni znajdzie się jakieś cokolwiek na tego klastera, nadzieja matką głupich powiadają. Według obserwacji mojej żony zagęszczenie ataków już nastąpiło, ja natomiast wciąż się oszukuję że wszystko jest w porządku, choć dwa kryzysy dziennie o stałych porach mówią same za siebie. Mój KBG jest co roku silniejszy, bardziej soczysty, tego właśnie najbardziej się obawiam, chociaż nie, ja się tego nie obawiam, ja się tego boję. Strach przed nim odczuwam na dwóch frontach. Z jednej strony przeraża mnie seria ataków, ból którego doświadczyć muszę, zrezygnowanie po każdym upodleniu które mi klaster zmaluje. Z drugiej zaś społeczna strona tego problemu, niemożność uczestniczenia w normalnym życiu, poczucie bycia niepotrzebnym ze względu na absencje w pracy. KBG to nie tylko atak niemiłosiernego bólu, to w zasadzie cały zespół czynników rujnujących życie klasterowicza oraz jego rodziny.

Duloxetine

Od dzisiaj zaczynam testowanie Duloxetine. Zaczynam od dawki dobowej 60mg. Jako że Duloxetine jest z tej samej grupy co Fluoxetine, muszę niestety odstawić mój Prozac(Fluoxetine). Trochę się tego obawiam.
Ale tyci historii teraz dla zrozumienia problemu. Byłem otóż kiedyś młodzieńcem, który często spędzał czas z innymi młodzieńcami i dziewczętami z dzielnicy. Było słonecznie, cieplutko, siedzieliśmy sobie przy piwku w dolnych rzędach trybun jednego z boisk do kosza. Było miło, kibicowaliśmy grającym, młodzi, gniewni, wolni, zakochani. I na tym się skończyła moja sielanka życiowa, to była ostatnia chwila mojego pierwszego życia. Nasza grupa podzieliła się na mniejsze te sikające w krzakach i te nie sikające do której i ja się zadeklarowałem. Siedziałem więc dalej na trybunach sącząc piwko, patrząc na grę, usłyszałem tylko syczący głos przez zęby “Ty kurwo”, pamiętam po tym uderzenie i już później ocknąłem się zalany krwią w łazience pobliskiego akademika. Napastnik zszedł z wyżej położonych ławek, podszedł mnie od tyłu i napierdalał w twarz. Zdążył uderzyć mnie tylko 3 razy, jeden z moich przyjaciół rzucił w chuja butelką w ten sposób ściągając na siebie gnoja. Na szczęście zdołał mu umknąć. Tak właśnie Krzysztof Kołaciński uratował mi życie, w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tych słów.
Miałem połamaną prawą część twarzy, zerwane mięśnia oka, pokruszony oczodół, zmiażdżone nerwy policzkowe. Pobyt w szpitalu jako że byłem młody był przyjemną przygodą. Operacja się udała, wstawiono implanty rekonstruujące dno oczodołu, resztę kości poskładano, zatoki pozszywano, nerwy wycięto, do oka przyczepiono mięśnie, git majonez. Gdy zeszły wszelkie krwiaki nawet nie było widać że miałem przykry wypadek, w całej tej sytuacji miałem szczęście i skóra na twarzy była nienaruszona. Tak się rozpoczęło moje kolejne życie, życie po pobiciu, życie z psychiką ofiary.
Po kilku latach czucie w twarzy i wardze wróciło w kilku procentach, nauczyłem się z tym żyć.
Nie wiem ile miałem lat, ale pierwsze okropne bóle oka ,oczodołu i policzka pojawiały się sporadycznie. Często zmiana pogody wywoływała ból. To był też pierwszy czas w moim młodzieńczym życiu gdy zdarzało mi się odmówić wypicia mocniejszego alkoholu gdyż wiedziałem że po tym będzie bardzo bolało oko. Lata leciały, bolało częściej i mocniej, lecz wszystko zwalałem na blizny i pokiereszowany układ nerwowy. Jednak po kilku kolejnych latach zacząłem podejrzewać że w tym samym oku, na tym samym policzku mam chyba dwa różne rodzaje bólu, najczęściej występowały oba jednocześnie, ale coraz częściej pojawiał się ból oka jako samodzielna przypadłość. Kolejne kilka lat, żona, wyjazd za pracą poza granice kraju, bóle już zaczęły nieco przeszkadzać mi w życiu i je trochę komplikować. Małżonka któregoś dnia kartkowała jakąś polską gazetę kolorową typu Pani Domu i zaczęła czytać o bólu zwanym klasterowym bólem głowy. To co usłyszałem było dla mnie szokiem, ktoś opisał dokładnie mój rodzaj cierpienia. To był moment gdy narodziłem się już po raz czwarty (trzeci to małżeństwo :-)).
Teraz na arenę powoli wkracza właśnie mój Prozak. Lekarze zaczęli od sprawdzenia czy nie mam migren, żadne z tabletek przeciwmigrenowych nie pomagały. Moja historia o zniszczonej twarzy jakoś nie przemawiała do nich, przecież nie ma po tym nawet śladu. Podczas pierwszego prześwietlenia pani technik zrobiła kilka zdjęć gdyż myślała że coś nie tak poszło :-) a zdjęcie pokazywało po prostu prawdziwe oblicze mojej czaszki. Skierowany zostałem na skanowanie głowy w najdokładniejszym skanerze w Anglii, ten wykazał faktycznie implanty, lecz też nie pokazał niczego co mogłoby powodować ból. Na tym etapie przepisano mi po raz pierwszy Fluoxetine. Po 2 miesiącach brania zakochałem się w tym leku, czucie w policzku, języku i wardze wróciło niemal do normy, bóle blizn przestały mi dokuczać, zmiany pogody już nie były takie straszne. Głębokim skanowaniem, Prozakiem i antymigrenowcami odseparowano od klasterowego bólu głowy boleści bliznowe, oraz wykluczono migreny, raka, czy uciski na nerwy. Wówczas oficjalnie zostałem klasterowiczem :-), taka diagnoza pojawiła się w dokumentach medycznych już jako pewnik a nie tylko przypuszczenie.
Właśnie dlatego dzisiaj obawiam się odstawienia Prozaku, nie chcę by wróciły problemy z czuciem i bólem blizn. Jednakże mam nadzieje pokonać cienie, z tych moich zbyt często wyłania się atak właściwy. Jestem pewien że wymazując cienie będę miał minimum 50% mniej ataków.

Nimesil

Nie wiem czy to ma sens ale chcę spróbować Nimesil/mimesolidum jako środek przeciwbólowy do walki z cieniami. Z informacji wyszperanych w Internecie wynika że jest to lek dość kontrowersyjny w świecie medycyny, w wielu krajach jest dopuszczony tylko w weterynarii, w niektórych nawet na zwierzętach nie można go stosować. Polska ulotka znajduje się tutaj. Jeśli dostanę się dzisiaj do lekarza to zapytam o to cudo. Na pewno kilka saszetek otrzymam drogą pocztową z kraju w którym jest Nimesil powszechnie stosowany choć tylko z recepty lekarskiej, z Polski.

W walce z cieniami

Jak wielu klasterowiczów wie cienie istnieją i w całej tej przypadłości potrafią być bardziej upierdliwe jak sam podstawowy atak. Cień sam w sobie jest bólem do zniesienia, lecz jego zachowanie, jego gęstość, lepkość, jego nawet zapach przynoszą więcej niż ból. Cień przynosi przede wszystkim strach, strach przed kolejnym atakiem, cień przynosi zwątpienie, cień przynosi depresję, cień doprowadza psychikę do ruiny. Trudno jest wytłumaczyć komuś kto nigdy nie miał ataku klasterowego bólu głowy czym są cienie, trudno to czasem wytłumaczyć nawet klasterowiczom którzy cieni nie miewają. Cień jest bólem głowy, najczęściej tylko połowy głowy, tej gorszej połowy. Ból ten jest rzadko jednostajny, czuć jakby pływał, jakby był mgłą lub dymem lekko falującym w swoim zawieszeniu. Ja osobiście przez kilka lat nazywałem go bajzlem bo właśnie z bałaganem i brudem mi się kojarzył. Jednakże w środowisku międzynarodowym i w medycynie zjawisko to nazywane jest cieniem, bardzo trafnie nazwane. Cień zazwyczaj nie wychodzi poza granicę właściwego ataku, atak często wychodzi z cienia by zająć jego przestrzeń. Często cienie są przez samych klasterowiczów odseparowywane od klasterowego bólu głowy ze względu na to, że niekiedy a nawet dość często można cienia zdmuchnąć silnym, lecz jednak zwyczajnym środkiem przeciwbólowym, wielu chorych wymienia tramadol jako podstawowy środek farmaceutycznej walki z tym bólem. Ataku właściwego nie pozbędziemy się żadnym środkiem przeciwbólowych, żadnym!, to zresztą jeden z wyznaczników tej przypadłości, stąd cień wydaje się jakby z innej bajki.
Dlaczego tego dzisiejszego wpisa popełniłem i dlaczego właściwie usiadłem do klawiatury? Doczytałem się na jednej z grup wsparcia że dobre wyniki walki z cieniem można osiągnąć dzięki duloxetine, lek ten był szeroko testowany w USA. Podaję też linkę do opisu tego leku w języku angielskim. Ja już zaniosłem moim lekarzom wydruki z Internetu traktujące o leczeniu cieni tym środkiem. Mam nadzieję iż w przyszłym tygodniu zacznę testować to cudo na sobie :-).