Czas niechęci do własnej głowy!

Jest tak już od jakiegoś czasu że nawet nie mogę dzieci rano do szkoły wyprawić! Żenująca sytuacja dla mnie i mojej rodzinki. Szukamy nowego mieszkania i jesteśmy ograniczeni tylko do naszej maleńkiej mieściny, właśnie przez klastera. Tutaj mamy znajomych którzy przychodzą rano po moje dzieci i zaprowadzają je do szkoły, mogą je też ze szkoły odebrać, w nowej lokalizacji ten luksus znika! Mieszkamy też kilka kroków od szkoły, połowa rodziców przechodzi co rano pod moimi oknami, gdy dostaniemy mieszkanie na obrzeżach naszego miasteczka też będzie stres. Dzisiaj rano nie byłem wstanie ubrać starszej w strój grecki czy jakiś tam bo miałem pierdolony atak. Musiałem dziecko pogonić do matki do pracy gdzie dopiero przebranie się dokonało przy pomocy mojej żony która właśnie była w pracy! Ręce mi opadły, ale nie miałem wyjścia. Czasem właśnie takie zwykłe życiówki wyciskają mi najwięcej łez. Niby jestem na oko zdrowy, ale w zasadzie jestem życiowym kaleką, To jest właśnie najczarniejsze oblicze klastera, ból jak ból, odejdzie, ale stracony w ten sposób czas już nie powróci, lata lecą a moja rodzina uczy się żyć niejako beze mnie, to mnie bardzo przybija.

Jest ciężkawo troszku!

Wrócił z zapałem jak trzy lata temu :-(. Miałem nadzieję że tendencja jest spadkowa i pomału ale jednak bestia wyhamuje w ciągu kilku lat do stanu umożliwiającego mi powrót do pracy. Nie bardzo to widzę, kilka ataków dziennie z siłą na 9 czy 10 punktów skutecznie mnie wgniata w niemoc. Ale chuj mu w dupę, nie dam się tym razem, jeśli ktoś tu pójdzie na dno to tylko on. Tak mi dopomóż Bóg!