Się działo

Oj tak, działo się życie.

Klaster
Duloxetine prawie skutecznie pozbył się cieni. Ataki właściwe nadal są, lecz jakieś takie jakby inne, bardziej czyste i oczywiste. Ilość stosowanego sumatriptanu znacznie się pomniejszyła, zwłaszcza zastrzyków. Wciąż trudno mi jest zaakceptować iż tramadol odpycha ataki właściwe na odpowiedni dystans. Wszyscy na tej planecie wiedzą że opiaty w żaden sposób nie pomagają przy bólu klasterowym. Jednakże jakoś dziwnie mam mniej ataków gdy mam pod ręką właśnie tramadol. Kodeina i jej pochodne ewidentnie wpływają na zwiększenie szansy na atak a grupa ta sama co tramadol, dziwne. Może to tylko efekt placebo? Kilka razy już czytałem historie klasterowiczów w których sporą rolę odegrał właśnie tramadol. Zwłaszcza w USA można znaleźć zwolenników zastrzyków z tym silnym środkiem. Niektórzy twierdzą że jednym zastrzykiem powstrzymują ataki ma 8 do 10 godzin. Może więc pod wpływem takich opinii mój organizm reaguje na tego opiata tak a nie inaczej?
Zakupiliśmy z żoną małą stację meteorologiczną z pomiarem ciśnienia atmosferycznego i zapisem zmian w ostatnich godzinach (nie wiem ilu, na wyświetlaczu do 12 godzin). Mamy nadzieję obcykać w jakich warunkach występują u nas bóle migrenowe i u mnie dodatkowo pieprzony klaster. Jeśli tylko zauważę jakąś zależność ataku właściwego z pogodą to na pewno przeprowadzone badania tutaj na blogu opublikuję.

Praca
Nie pracowałem przez cały ten okres, oczywiście winny jest jeden. Jutro wybieram się do pracy i jakoś nie spodziewam się większych utrudnień. Jestem zabezpieczony w odpowiednie środki medyczne przynajmniej na 4 dni, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam tylko nadzieję że wciąż jestem zatrudniony.

Zdrowie
Kolano mi wysiadło kolejny już raz, jak zwykle właśnie w tym okresie roku. Dwa lata temu lekarze twierdzili że to przez kodeinę przyjmowaną w końskich wręcz dawkach. Kodeinę mimo uzależnienia udało mi się w znacznym stopniu odstawić i choć nadal ją stosuję to już raczej w dawkach normalnych i zdecydowanie rzadko. Efektem zmniejszenia zażywanej kodeiny i jej siostry dyhydrokodeiny było niemal zupełne wyeliminowanie problemów z bolącym kolanem, do tego stopnia że o tym problemie zupełnie zapomniałem. Kilka dni temu niestety jednak przestałem aż chodzić z bólu. Prześwietlenie już zrobione, fizjoterapeuta ma zadzwonić i ustawić wizytę u niego. Nie jest źle, kolano jakoś wraca do normy jakby, teraz tylko oby rentgen nie wykazał konieczności rychłego odjęcia nogi! Lubie mieć dwie nogi, fantastycznie na nich można się przemieszczać i w pewnym sensie za darmo.

Administracja
Tak, zawaliłem swoją domenę. Jakaś prawie paranoja, 3 dni bez swojego serwisu, bez emilii żadnych, normalnie jakby ktoś mi odrąbał kilka płatów mózgu. Na szczęście już wszystko wróciło do normy.

Hobby
Wraca powoli moja pasja. Kilka sesji rodzinnych za mną, sesji z moją rodzinką :-). Jestem zadowolony z wyników pracy.

Inne
Inne też miały miejsce, ale nie chce mi się o tym pisać tutaj.

Cztery dni później a jutro niedziela

Pierwsze co mi do głowy przychodzi to obraz jutrzejszego krwawego dnia w Polsce, Święto Niepodległości, już w zeszłym roku Polacy pokazali światu swoją solidarność narodową, niektórzy z nas (Polaków) nawet połączyli swe siły z niemieckimi faszystami i napierdalali gdzie się dało Polskiego Orła.
Ale to nie polityczny blog tylko mój własny skalsterowany.
Cztery dni z czego trzy nad wyraz zajebiście udane. Żadnego zastrzyku, nie wziąłem więcej jak dwie tabletki sumatriptanu jednocześnie. Kryzys poranny dał się zdmuchnąć dosłownie jedną tabletką, ten popołudniowy tylko jednego dnia dobijałem dwoma tabletkami. Prawda jest też taka że w tym czasie nadużyłem znacznie tramadolu, ale bardziej chyba dlatego że uzależniłem się od opiatów niż go faktycznie potrzebowałem, bądź co bądź zazwyczaj tramadol tez pomaga w walce z cieniami. Cienie, te właśnie najbardziej mnie zaskoczyły, 3 dnia nie przyłapałem żadnego który by o sobie dawał znać! to oczywiście wciąż może być zasługa tramadolu, ale czy na pewno? Tramadol w moich dawkach pomaga raczej unieść się nad cieniami i w ten sposób je od reszty psychiki odseparować, tramadol jeszcze działa dość silnie spidująco jak na opiaty z apteki, co w przypadku silnych cieni ma niemałe znaczenie, zapodajesz dwie garście, rozwijasz skrzydła, cienia jakie by nie były zostawiasz w dole a spida wykorzystujesz do zwykłych działań prospołecznych, czyli egzystujesz!
Trzy dni chodziłem do pracy i ciężko pracowałem, żadnej przerwy na KBG, żadnego zastrzyku, SZOK. Czwarty dzień przywitał mnie niemiło silnym atakiem połączonym z silnym bólem głowy, telefon do pracy, sorry i’m not in, zastrzyk i dwie tabletki sumatriptanu. Zdziwienie moje poranne dotyczyło wyraźnie samego przebiegu ataku. Był encyklopedyczny lecz jednak inny. Wydawało się że KBG przyszedł niezależnie, nie wezwany, bez zaklęcia, z pominięciem ciemnych mocy, przyszedł powiedzieć że on istnieje i po dwóch godzinach odszedł wypierany przez sumatriptan, lecz spokojnie bez walki, do koniuszka za uchem i tam zgasnął. No niby tak zawsze jest, ale, ale gdzie qrwa były jebane cienie? Otóż NIE BYŁO CIENI. Ból głowy był niezależny od klastera i raczej wywołany nadużyciem tramadolu, nie był to stan silnego zatrucie więc z tym bólem świetnie poradzili sobie paracetamol i aspiryna w zwyczajnych dawkach. Cztery dni bez cienia to jak nowe życie nieco, mam nadzieje że to nie zdechnie i że wywołane jest przez Xeristar.
Pierwsza tabletka Duloxetine nie przypadła mi do gustu wcale, taki jakiś rozpierdol w warstwie postrzegania rzeczywistości oraz interpretacji bodźców. Oczywiście lekarz mówił żeby absolutnie nie mieszał tej tabletki z Prozac bo skutki mogą być bardzo silne i nieprzyjemne. Więc po zapodaniu rano dwóch Flueksetine godzinę później zapodałem pierwszą Xeristar. trzydzieści godzin nieprzyjemnych objawów, ale żeby aż tak to nie, pamiętam jako chłopięć byłem czasem pijany na tyle że nie potrafiłem stać ani sam ani z pomocą innych, to było bardziej nieprzyjemne. Lekarz w zasadzie zaplanował mi kilkudniową stopniową przesiadkę i myślę że jak komuś innemu taka porada się przydarzy to należy jednak sobie ją wziąć do serca i zastosować. Ja żyję nadal i nic mi się nie stało, nic a nic, tak psychicznie jak i fizycznie, ale gdybym mógł wybierać drugi raz wchodzę na drogę wskazaną przez GP.
Jutro wybieram się do pracy i jakoś nie czuję niczego co zwiastowałoby zmianę tych planów, nie ma cieni, atak poranny był od samego początku skazany na niepowodzenie w starciu z sumatriptanem, nie było cienia, nie było gdzie się schować choćby na moment, nawet się nie miotał, stał klarownym kształtem, trochę jakby wysłano skazańca na samobójczą misję, obserwowali z daleka jak to teraz bez tych cieni jest, mam nadzieje że nic nie wymyślą nowego.
Czas spać – rano to tyrki :-)
Życzę wszystkim Polakom jak najmniejszej ilości szwów twarzy po jutrzejszym jakże wymownym i wzniosłym Święcie Niepodległości.

Czarny scenariusz ataku

Wczoraj w godzinach popołudniowych dopadł mnie klaster jeden z gorszych jakie mnie dopadają. Poprzedzony kilkoma godzinami dość silnych cieni, nadszedł on, sqrwiały bezlitosny klaster. Jego natura była z tych których najbardziej nie lubię. Posiadał bardzo wiele punktów życia i pewnie jakieś swoje dodatkowe ochronne zaklęcia. Przetrzymał niewzruszony 4 tabletki, po 2 w godzinnym odstępie, nie poddał się też zastrzykowi. Nie był z tych które kładą cię na podłogę i uczą chodzić po ścianach, lecz na tyle bolesny by pozwolić tylko leżeć i z pełną świadomością rozkoszować się jego obecnością. Tak więc 4 tabletki, zastrzyk i z 40 minut tlenu nie przyniosły oczekiwanego skutku. Po chyba dwóch godzinach moja blizna na czole przestała mnie boleć, oko nadal pękało, sztorm w połowie mózgu, klaster kręcił piruety tam i z powrotem, od koniuszka za uchem po dno oka, uderzał, wbijał się, szydził, napierdalał. Zapodałem jeszcze jedną tabletkę, chciałem więcej lecz żona oponowała a ja sam nie miałem siły by wstać i wydłubać sobie tyle com chciał wziąć. By zająć psychikę czymś przyjemnym lub przynajmniej odmiennym zapodałem (przy pomocy żony rzecz jasna :-)) dźwięki lasu deszczowego z odległą burzą w tle, zajebiście koi nerwy. Obudziłem się chyba dwie godziny później już bez klastera, co prawda z potwornym bólem głowy wywołanym nadmiarem sumatriptanu, ale to tylko ból głowy który można zazwyczaj łatwo dobić zwykłym paracetamolem, ibuprofenem czy aspiryną.
Ataki które potrafią obejść zapodany sumatriptan są najgorsze nawet jeśli nie są aż tak bolesne. Oddają one cała prawdę o tej przypadłości, wyzwalają największy strach, zabijają nadzieję, są bardzo psychodeliczne.
Przy okazji po raz kolejny udało mi się zaobserwować moją bliznę na czole. Mam ją od dziecka, rozwaliłem czoło o jakąś blachę. Od dwóch lat obserwuję szczególny związek bólu tej blizny z klasterowym bólem głowy. Potrafię np wywołać atak klastera poprzez naciskanie i masowanie tej blizny. Zauważyłem też właśnie dziwną właściwość, mianowicie do puki ból blizny podczas ataku się nie podda działaniu sumatriptanu nie mam co marzyć o przerwaniu i odpuszczeniu.
Bardzo często blizna nie boli podczas ataków (lub nie zauważam tego), są one w ten czas bardziej jakby intensywne lecz łatwiejsze do uciszenia.
Mówiłem lekarzowi o tej symbiozie mojej dziecięcej blizny z klasterem, lecz według niego nie ma to wpływu żadnego na przebieg leczenia a samą bliznę mam potraktować jako aktywny wywoływacz i unikać jej bezpośredniego drażnienia.

Błędne koło

Zawiesiłem się w sytuacji z której jest mi trudno się teraz wygrzebać. Krążę w kółko, żeby żyć normalnie powinienem przerwać tą pętlę przyczynowo-skutkową, pewna paranoja tej sytuacji polega na tym że im bardziej chcę żyć normalnie tym głębiej sięgam tej spirali bez końca.

Na początku mam wywoływacz, silny ból głowy, całego czoła, tylnej części. Tramadol nie daje rady z tym bólem, kodeina i dyhydrokodeina znosi go w 80%. Ból ten choć nie jest bólem klasterowym, jest chyba bardziej męczący. Od tego bólu do bólu migrenowego już tylko kroczek maleńki, a migrena natomiast jest jednym z zawsze działających wywoływaczy. Zaczyna się strach, raczej niepokój, obawy, oczekiwanie, wewnętrzne napięcie, nerwowa sytuacja. Nerw jaki na tym etapie błędnego koła we mnie siedzi, jest jak wrzątek, gotuje moją psychikę, drażni mnie fizycznie, przyciemnia obraz. Jestem o nieustaloną chwilę przed atakiem, chujowa sprawa i nerwowa. Wiedząc że nerwowa raczej tylko pomoże przywołać klaster łapię się kodeiny garściami by osłabić ból ten zwyczajny, by tylko go odsunąć, im dalej od mego oka tym mniejsze ryzyko ataku. Pomaga niestety tylko na krótkim dystansie, od kilku godzin do maksymalnie 4 dni. Jednym ze skutków ubocznych stosowania opiatów jest ból głowy i ataki migreny. Biorąc dyhydrokodeinę w ilościach wręcz narkotycznych zapewniam sobie ataki, wiem że to idiotyzm, lecz czasem warto mieć spokój przez kilka dni i wrócić na ten czas do życia.

Zaczyna się, migrena, nic już nie działa, żaden środek przeciwbólowy, już wiem że zaczyna się bajzel, że klaster przejmuje kontrolę. Do łask wraca sumatriptan, na migrenę ale jeszcze przed atakiem połykam 100mg, cisza przez 4 godziny, po nich padam na podłogę, qrewski atak. Na szczęście mam zapas zastrzyków sumatriptanu 6mg, wstrzeliwuję jeden w ramię, 10 może 12 minut i atak przerwany, lub nie, wówczas kolejny zastrzyk pół godziny po pierwszym. Gdy z głowy ujdzie wszelki ból klasterowy, gdy rozpłyną się migreny, gdy przychodzi wręcz ekstaza normalności, połykam kolejne 100mg sumatriptanu, tak zabezpieczony jestem na 8 do 10 godzin. Ze snu wyrywa mnie tuż przed świtem atak, tlen w pierwszej kolejności, podczas inhalacji ocena sytuacji, oszacowanie jakości klastera, mentalne obmacanie oka, sięgnięcie w głąb. Już wiem że do wyjścia do pracy zadziałają tabletki, połykam 100mg sumatriptanu, tlen wyciszył klastera, zasypiam ponownie, Wstaję, od razu połykam kolejne 100mg, tak by tylko się zabezpieczyć, by dać rade dzisiaj, by dotrzeć do pracy. Niepokój i niepewność, niepewność i niepokój, dam radę dzisiaj czy nie, klaster zaczyna ściskać gałkę oczną. Qrwa!!! jak ja bardzo nienawidzę tej przypadłości. Ubieram buty, oko od pół godziny tak samo, więc nie jest aż tak źle. Otwieram drzwi i padam na podłogę, dopadł mnie. Zastrzyk i tlen, tlen jeśli się do niego doczołgam. Atak nie został w pełni przerwany lecz wyciszony tylko, następne 100mg lub nawet 150 doustnie, po 2 godzinach głowa czysta, nie wiadomo na jak długo. Każde ukłucie, tąpnięcie, szarpnięcie, owocuje kolejnym zastrzykiem i tabletkami, tak jadę kilka dni, nawet udaje mi się pracować. Dziękuję rzeczysamej za darmowe zastrzyki, nie wyobrażam sobie jak bym sobie poradził bez sumatriptanu. Żadnych opiatów nie biorę, nie pomagają, nawet nie uszczkną klastera.

Zapodaję dawki sumatriptanu które normalnie starczyłyby na 3 dni, klaster się uodparnia jakoś, muszę brać więcej sumatriptanu, muszę żyć, muszę przynajmniej udawać że daję rady. Ilość ataków wzrasta, co 3 dzień biegam do przychodni z powtórną receptą, nawet nie muszę za bardzo tłumaczyć, czytają z mojej sponiewieranej bólem twarzy. Pierwszy normalny ból głowy, przychodzi zaraz po tym gdy sumatriptan zrobi swoje, zajebiście ironiczna sytuacja, z ataku w ból głowy, jednakże paracetamol unicestwia tego zwyczajnego szmatławca bóla. Ból głowy przychodzi już po każdym zastrzyku, rozpuszczalny paracetamol z kodeiną nie przynoszą ulgi, sięgam po 4 tabletki dyhydrokodeiny, ból odchodzi, lecz nie zawsze zabiera ze sobą klastera. Ataki uodporniają się na sumatriptan, czasem 4 zastrzyki dziennie i nawet 600mg doustnie, to powoduje coraz silniejsze bóle głowy, na szczęście kilka tabletek tramadolu i kilka dyhydrokodeiny przynoszą prawie ulgę. Seria ataków kończy się po kilku dniach, ból głowy przechodzi w migreny, na razie jeszcze tramadol, końska dawka i jakoś przelecę nad problemem, Wiem że muszę oczyścić się z sumatriptanu, czuję to, nie ma ataków więc chyba się uda, jednak migrena jest wywoływaczem, qrwa, qrwa, qrwa!!! Opiaty już nie przynoszą ulgi, cienie są już nawet nachalne, lęk przed atakiem, do łask wraca sumatriptan. Błędne koło, nie wiem jak to przerwać.