Z mojego fejsa wzięte

12 lipca popełniłem na moim profilu facebook wpis traktujący o bardzo częstym dylemacie klasterowych chorych.

Oto on:

Klasterowy dylemat. Jest atak, ale słaby 5 może 6, dam radę. Jednak możliwe że wyłoni się Bestia na 9 lub 10 nawet, Poczekać czy zrobić zastrzyk, a może sam tlen wystarczy. Zastrzyk dla bólu 5 to zmarnowany zastrzyk, może wziąć tabletkę? Ale jak wezmę tabletkę a chwile później przyjdzie ON? Zastrzyk i 100mg w jednym czasie to wysokie ryzyko. Zastrzyk jest bolesny zajebiście, zwłaszcza że ja robię tylko w ramiona, przerwy nie było ostatnio więc zastrzyk będzie bolał jak cholera, czy klaster 5 lub 6 jest wart takiego poświęcenia? I na co ja w zasadzie qrwa czekam? na zbawienie? wiadomo że to albo przejdzie albo rozpierdoli mnie za pół godziny i w ogóle stracę cały dzień. Więc zastrzyk czy tabletka? Boję się Bestii, ale też bolą mnie już ramiona, mam kolorowe wybroczyny, a może spray? Nienawidzę klastera 4 do 6, chuj nie klaster a psychika wysiada, cień szaleje, wije się, szuka okazji by wypluć Bestię, a i ona już wiem że jest gotowa, już szydzi ze mnie, bawi ją mój lęk i mój dylemat, wie że ma mnie w garści. Wciąż 6, wciąż agresywny przebieg, czas leci, słyszę Bestię, czuję jak czai się za okiem, ostrzy pazury, wziąć zastrzyk czy nie, dlaczego nigdy qrwa nie wiadomo jak to się rozwinie? dlaczego to zawsze jest jebana loteria? Nos zatkany, ręce się trzęsą, już ciężko mi się skupić, potrzepuję głową, a tu wciąż tylko 6 może 7, nienawidzę sqrwysyna! nienawidzę całym swym gołębim sercem. Idę wstrzyknąć nieco Krwi Boga, już nie ma dylematu, 6ml które rozwiąże (oby) problem. Tlen z butli latem jest obrzydliwie ciepły, pozdrawiam wszystkich, miłego dnia.

Do wpisu tego otrzymałem dla mnie bardzo miły, aczkolwiek w swej treści przygnębiający komentarz. Tatiana napisała:

“Wiem, co czujesz. Mam tak od czterech dni i dzisiaj też chyba się złamię w kwestii Imigranu. I mam to samo – nie wiem, czy warto się kłuć przy 6, czy czekać aż mnie walnie tak, że będę w stanie tylko się zakłuć. Siedzę więc, udaję, że pracuję, a obok leży strzykawka i czeka… Trzymaj się tam.”

Dziękuję Tatiano za wsparcie.

Jedną z metod na przetrwanie lub bardziej trwanie w tym gównie jest łączenie się z innymi klasterowiczami. Jeżeli tylko możecie wspierajcie się wzajemnie, to ważne, słowa “wiem co czujesz” czasami koją bardziej niż sumatriptan. Świadomość tego iż nie jesteśmy samotni w walce z KBG przynosi coś na modły wewnętrznego odrodzenia. Wiesz że nie jesteś sam, wiesz że to nie urojenia, wiesz że mówisz prawdę nawet jeśli otoczenie uważa że blefujesz, poznając drogę przez mękę innych, poznajesz samego siebie.

//forum.klasterowy.pl/ – polska społeczność chorych na klasterowe bóle głowy

Jeszcze jestem

Tak, nie było mnie na moim własnym blogu przez ostatnie kilka miesięcy. Poza Londynem w między czasie nic ciekawego się nie wydarzyło. Jeśli chodzi o medykamenty to od miesięcy już z trzech może czterech nie połykam nic co w walce z klasterem mogłoby mi pomóc gdyż i tak nie pomaga. Faszeruję się Tramadolem w dawkach które przerażają nawet mnie, notorycznie też nadużywałem Sumatriptanu, tabletki, zastrzyki, spray. Cień uciszony to mniej ataków, tak to działa. Ogólnie to się jakoś zatrzymałem, odpadłem, może nie poddałem, ale jakoś tak walczyć mi się nie chciało przez ten okres. Zasiłek jakoś się ustabilizował, z głodu nie umieram a o pracę wiem że nie mam co walczyć, on mi nie pozwoli. Ataki mam każdego ranka, jeśli nie mam jestem lekko spanikowany, kolejna pora dnia to popołudnie, nie codziennie lecz przynajmniej cztery dni w tygodniu. Cień odczuwam bez przerwy, w tygodniu godziny bez jakiegokolwiek bólu głowy mogę policzyć na palcach jednej ręki. Zaczęły mnie też nękać migreny, oj nie lubię ich, nie miewam zbyt często lecz już po tych kilku razach mam dosyć. Czasem myślę nawet że migrenowcy mają bardziej przejebane niż klasterowcy.

Zwykły JA

Często w wewnętrznym bardzo osobistym wymiarze, już po odseparowaniu tego co nas trzyma przy życiu i jakoś napędza, po odłączeniu balastu nabytego z biegiem czasu, po oddzieleniu bezwarunkowej spuścizny DNA, gdy po prostu zwyczajnie dopadnie nas nasze osobnicze JA, dopada nas całkowita odporność na zrozumienie nakreślonego nam przeznaczenia, nadchodzi spowity ołowianymi chmurami BEZSENS. Czasem myślę że byciem rozumnym to przekleństwo.

Życia ciąg dalszy

Nie aktualizowałem tutaj nic ostatnio gdyż nie miałem jakoś weny. Klaster robi swoje, święta za rogiem, kłopoty z pracą, ogólnie taki stres jakby. Jednakże chcę powiedzieć że Duloxetine wciąż mnie nie zawiodła, działa jak trzeba, niby głowa mnie boli prawie codziennie ale to tylko ból głowy i na pewno powstały w wyniku nadmiernego stosowania sumatriptanu. W pracy jeszcze się nie pojawiłem niestety, wiem też że raczej stracę tą pracę, ale cóż, nie ma się co oszukiwać, od dwóch lat więcej mnie tam nie ma jak jestem. Może być ciężko, ale myślę że damy rade z żoną, jednak mieszkamy w normalnym kraju gdzie sznur na szyje jest ostatecznym rozwiązaniem a nie jedynym jak w naszej ojczyźnie. Dostałem wreszcie list z kliniki z Londynu, nie owijając w bawełnę napisali że będę czekał jeszcze kilka miesięcy, ale przynajmniej jestem już ich pacjentem. Prof. Peter J. Goadsby do którego próbowałem się dostać niestety już nie pracuje zawodowo, pracę swoją też zakończył dość dziwnie, nie mówiąc nikomu, wraz z nim odeszły też wszystkie dokumenty jego pacjentów też tych oczekujących, a najgorsze że moje. Goadsby nadal wspiera OUCH, lecz teraz już jako autorytet prywatny. Moja przychodnia podniosła trochę raban gdyż miesiące mijały a ja nadal nie miałem żadnego listu z kliniki, jednej z pań z recepcji udało się odnaleźć telefonicznie byłą sekretarkę profesora i to ona uświadomiła nas wszystkich o jego odejściu. Na szczęście nowy zespół ma już moje dokumenty i jak wspomniałem oficjalnie jestem pacjentem tej kliniki. Czekam na pierwsze spotkanie.

Pierdolona wolność

Wolność – największe nieporozumienie naszej ludzkiej psychiki.
Jako że czytam namiętnie dobreprogramy.pl natknąłem się na artykulik “Wolność słowa? Tylko jeśli nie jesteś trollem i nie obrażasz naszych uczuć“. Temat rzeka, ale czy być nią musi? Wolność to coś nad czym się zastanawiam chyba od dziecka, w dobie powszechnego Internetu znaczenie słowa wolność zyskało nowy wymiar, jest nim ponadwolność słowa. Prawdopodobnie w dziejach ludzkości nigdy wcześniej nie było takiego szerokiego i namacalnego zjawiska wolności słowa jakie obserwujemy teraz w globalnej sieci. Cała ludzkość połączyła się w jedną wirtualną, ale jakże realną, wioskę. W jednym miejscu spotykają się i ocierają o siebie skrajnie przeciwstawne poglądy, i każdy głosi swe bzdety w imię wyświechtanej wolności słowa. Nie trzeba być wielkim filozofem by wydedukować utopię wolności tak słowa, jak każdej jej powszechnie uznanej i szanowanej odmiany.
Sprawa jest prosta i jednoznaczna – wolność nie istnieje i na przekór logice nie jest to wiadomość przygnębiająca. Zrozumienie tego obłędu, jego sedna, jego zakonspirowanego celu, pozwala człowiekowi spokojnie zasnąć. Odrzucenie idei wolności przynosi wymiar zupełnie niespodziewany, zyskujemy w głębokich pokładach naszej logiki wolność w byciu niewolnikiem, wolność w uzależnieniu od innych, wolność w możliwości bycia zniewolonym. Czy to bez sensu – otóż nie.

Stało się, nie wytrzymałem :-), postanowiłem objawić Światu mą osobistą filozofię przetrwalniczą. Cykl będzie obszerny, ale nie ma się co dziwić – to całe lata przemyśleń i wykminek.

Dzień Nieładny

Dzisiaj już był dzień chujowy. Udało mi się przepracować 3 i pół godziny, dla tych niepełnych czterech godzin zużyłem 3 zastrzyki. Jak zwykle w pracy znalazła się grupa sceptyków całkowicie poddających pod wątpliwość istnienie problemu KBG. Denerwują mnie tacy ignoranci, zwłaszcza w dobie powszechnego dostępu do sieci Internet. Wqrwiają mnie ludzie którzy całą prawdę o gatunku ludzkim biorą na przymiar do swego nędznego żywota.