Codzienny poranny ból oka zamienił się już w pełnego klastera. Ataki nawet do trzech dziennie. Jest jednak różnica z rokiem poprzednim, jest mniej intensywnie i myślę że tej wiosny już tak pozostanie. Mam nadzieję (znowu) że to wpływ leków. Zapodaję codziennie moją końską dawkę, sen w efekcie mam jeszcze bardziej rozregulowany jak miałem, ale też wiele w tym mojej winy. Nieustający ból głowy a w zasadzie cień jest ze mną teraz na okrągło, kilka miesięcy jakoś miałem spokój z tą przesympatyczną klasterową przypadłością, już wyczekuję czasu reemisji. Od kiedy zmieniłem podejście do mojego leczenia jakoś tak wbrew pozorom łatwiej mi z tym gównem egzystować, nawet biorąc pod uwagę depresję na drugim mym ramieniu, jest łatwiej zwyczajnie. Nie denerwuje on mnie już sam w sobie, stał mi się obojętny, oczywiście na czas ataku jest jak zawsze – lecz pomiędzy mam go w dupie. To spora zmiana, zmiana na lepsze, niby nic się nie zmieniło, wciąż nie wiem jak np do pracy wrócić, jak planować życie, ale nie dławi mnie już w gardle, nie uznaję życia za spierdolone ze względu na niego, nie uznaję życia za spierdolone już wcale. Niestety za spektakularnie udane też nie, ale pracuję nad tym, przynajmniej chciałbym popracować bo po prawdzie nic nie robię tylko śpię za co oskarżam nowe tabletki.
Miałem napisać o mojej pracy włożonej w światowe dziedzictwo klasterowe, tak i napiszę – lecz innym razem. Oczekuję fizycznych oznak mojego zaangażowania w sprawę, jak tylko przesyłka do mnie dotrze wystosuję o tym osobny wpis.