W sensie ja już mam dosyć. Cały ten klaster rozwalił kawałek mego życia i cały czas się stara aby mnie wdeptać w nicość. Jak nie sam z siebie to rękoma lekarzy, ludzi którzy de facto powinni mnie przed nim bronić. Odebrałem dzisiaj z apteki melatoninę przepisaną zgodnie z wytycznymi lekarza z Londynu, mego konsultanta w klasterowych sprawach. Moje wkurwienie sięgnęło chyba szczytu. Cztery lata od diagnozy (chyba), poprawy nie widać, a ze mnie zrobili jakiegoś jebanego królika doświadczalnego. Przeczytałem pół Internetu na temat melatoniny, od kilkunastu dni ją stosuję i nawet jakoś mnie się to spodobało. Wszystko było niemal pięknie do momentu odebrania tabletek z apteki. Na opakowaniu stoi że 60 tabletek to dawka na 2 miesiące leczenia, ja te opakowanie skończę przez 12 dni. Pytam się: co to kurwa ma być? Co ja koń jestem czy rusek jakiś? Mnie już to zaczyna przerastać. Za moją zgodą medycyna traktuje moje ciało jak poligon doświadczalny, gówno wiedzą jak z tym walczyć, mają tylko pomysły, jakieś poszlaki, nic konkretnego. Wzywają mnie na gwałt do Londynu by zapodać mi końską dawkę leku regulującego sen! Czy ja się kurwa skarżę na bezsenność? Mój GP zagląda do swoich mądrych książek i przepisuje mi najwyższą możliwą dawkę verapamilu tj 960mg a w Londynie kręcą głową z dezaprobata i mówią że to trzeba więcej. Jak więcej? To lek nasercowy, dlaczego ja mam wpierdalać tony leku nasercowego skoro jestem chory na klasterowe bóle głowy? Po ostatniej wizycie jestem wręcz wrogo nastawiony do zespołu w Londynie. Czuję się jak szczur laboratoryjny.
Najbardziej mnie trafia ta skromna socjalna różnica pomiędzy mną szczurem a realnym szczurem. Szczury w klatce są karmione, doglądane i utrzymywane ze środków czyniącego doświadczenia. Ja zaś muszę sam siebie karmić, tracić swoje lub rodziny pieniądze na dojazdy do punktu przeprowadzającego doświadczenia, sam dobrowolnie oddać swoje ciało na te eksperymenty i jeszcze być wdzięczny powinienem że mnie taka możliwość spotkała. Ja tu widzę testy na mnie a nie chęć pomocy mi, ja tu się czuję jak biała myszka lub inny szympans.
Leki które biorę mają ogromny wpływ na mnie, aż za poważny. Brałem leki na epilepsję które zamieniły mnie w roślinę, w oddychające pozbawione własnej osobowości zwierze. Dlaczego byłem rośliną? Bo ktoś miał wizję, nie miał konkretnego sposobu, miał tylko nadzieję że to mi pomoże, jak bycie rośliną może mi pomóc? Gdzie tu logika, medykamenty na serce, sen, epilepsję, migreny i chuj wie co jeszcze? Oczywiście wszystko w dawkach końskich albo silniejszych nawet. KURWA, ja mam dosyć. Nie dam się ponownie zamienić w zombie tylko dlatego żeby ktoś zrobił na mnie karierę. Mój klaster nie jest jakiś ostateczny, mam miesiące reemisji, mam dostęp do sumatriptanu, mam tlen, nie mam aż tak źle. Dopiero dwa razy w mojej klasterowej karierze zrobiłem coś naprawdę głupiego i niebezpiecznego, dopiero dwa razy. Jak byłem młody dwa razy to ja tygodniowo ostro ryzykowałem zdrowiem jak nie częściej, a bywało że i codziennie. Teraz już nie jestem młody i wreszcie pokochałem życie i nie pozwolę siebie wpakować pod klosz ogłupiających leków tylko dlatego żeby ktoś mógł odfajkować kolejnego którego już ataki nie nękają, nie pozwolę na to! Dosyć! Basta!
To tylko ból, nic więcej, czasem może i nawet silniejszy czy zakurwiście silny, czasem nie do wytrzymania, lecz to tylko ból. Najlepsze w nim to że zawsze, ale to zawsze odchodzi, wystarczy przeczekać, przetrzymać. Mnie ból marnuje tylko połowę czasu, może nawet mniej, leki natomiast trzeba przyjmować stale, stale trzeba być rośliną, stale trzeba chodzić przygłupionym, stale trzeba tyć, stale trzeba spać, stale trzeba rezygnować z wielu przyjemności, trzeba się zgodzić by na stałe być kimś innym. Jebie mnie już to! Nie mam złudzeń, nic na to nie mają tylko wciąż przeprowadzają eksperymenty na nas, a nawet jeśli już coś rokuje na rozwiązanie problemu to jest to wciąż nielegalne. Nie będę przy pomocy moich pieniędzy ich szczurem! Ja chcę żyć, chcę klasterowi pokazać że się nie złamię, nie dam się bezpośrednio atakom bólu, nie dam się poprzez macki tej bestii zamienić w warzywo. Klasterowym bólom głowy mówię WYPIERDALAĆ! Ja nie dam się złamać.
Niejedną łzę jeszcze przez to gówno uronię, nie raz jeszcze rodzina będzie płakać wraz ze mną, ale z psychiki papki nie dam sobie zrobić dla czyjegoś doktoratu czy profesury. Co nas nie zabije to nas umocni, jak stare baby głoszą. Ja właśnie osiągnąłem kolejny poziom doświadczenia, wzmocniło mnie to, nie dam się (widzę wpływ gierek typu Diablo hehe). Jeśli mój stan zdecydowanie się pogorszy, co już mnie dławi w gardle, to wówczas dam się nawet pokroić, dam sobie żywcem te nerwy powyrywać, dam sobie poszatkować mózg, dam komuś zrobić błyskotliwą karierę. Lecz dzisiaj mówię DOŚĆ, wracam do życia, wracam do rodzinki, wracam do siebie, wracam do mych zdjęć, wracam do miejsca w którym być powinienem, z atakami czy bez, będę żył.
Tak mi dopomóż Bóg, tak mi ułóż Rzeczysamo moja.