Tak właśnie, byłem na kolejnym spotkaniu w klinice w Londynie, aż dziwne że nie wspomniałem tutaj nic o sposobie zawezwania mnie. Wezwano mnie w trybie natychmiastowym, zupełnie nie po brytyjsku, dzwonili kilka razy by się upewnić że przyjadę, jakbym miał w miesiąc najbliższy umrzeć. Więc też wstawiłem się na wyznaczony termin. Spotkanie okazało się klęską, widzenia miałem z samym doktorem Matharu, szefem wszystkich szefów klasterowych wyjadaczy w Europie a już przynajmniej w UK. Dowiedziałem się od niego że mój GP spierdolił moje leczenie poprzez nieodpowiednie dawkowanie dotychczasowych leków. Jak ten człowiek miał niby dawkować mi leki inaczej niż go nauczono? Nikt mu nie podał jakie dawki ma zapodawać klasterowcowi, widziałem list jaki mu wysłano, ni pół słowa o dawkach. Dowiedziałem się również iż będą chcieli bym powrócił co do niektórych leków lecz już z dawkami zaproponowanymi bezpośrednio przez nich. Zaproponowano mi przemyślenie zastrzyków blokujących nerw jakiś tam w głowie. Utrzymano mi melatoninę, lecz zwiększono do dawki 15-16mg na dobę. Do domu wróciliśmy z żoną zawiedzeni całkowicie. Okazało się to było zwyczajnie normalne spotkanie które można by załatwić drogą korespondencyjną lub przynajmniej lepiej się do niego przygotować. Na miejscu dla przykładu lekarz wyraził niezadowolenie że nie przywiozłem mu pewnych informacji bezpośrednio od mojego GP, a niby skąd mieliśmy wiedzieć iż to jest potrzebne?! Dzwonili wielokrotnie i jakoś im umknęło powiedzieć o potrzebie zabrania tego czy tamtego.
Sam Londyn tym razem też nie był łaskawy dla nas. Utknęliśmy na dworcu autobusowym Victoria Coach Station na godzin dwie i kosztowało nas to dodatkowych £20, nie mówiąc o taksówce którą łapaliśmy by zdążyć żeby nas nikt z tego jebanego dworca nie zabrał! Przybyliśmy 15 minut przed odjazdem autobusu, siedzieliśmy przed odpowiednią bramką, nad nami wisiał ekran z wyświetlonym naszym kursem, a autobus qrwa odjechał bez nas mać!
Jedyne co nam się udało, to złapać kontakt z jedna z kobiet z grupy wsparcia na fejsbooku. Udało się nam dzięki nadprzyrodzonym zdolnościom mojej żony. Rozpoznała kobietę ze zdjęcia widzianego w Internecie i zwyczajnie ją grzecznie zaczepiła. Ja ze swoją niemożnością zapamiętywania twarzy i imion musiałbym z kimś obcować z pół roku, żeby później w Londynie zastanowić się czy ja czasem skądeś tej facjaty nie znam.
Reasumując wydaliśmy kupę pieniędzy moich rodziców (zostali sponsorami tej wątpliwej wycieczki) tylko po to by zamienić z jakąś klasterową kobietą kilka zdań i dowiedzieć się że mamy do kliniki wrócić za miesiąc, ale już z dokumentami których nie przywieźliśmy teraz. Mnie osobiście chujnia bierze na to całe zajście, no ale co zrobić, czasu wszak nie cofnę.