Tak właśnie, panika. Zostałem na kilka tygodni sam w domu z dzieciakami, jestem ich jedyna podporą na najbliższe dni. Ale skurwysyna to nie interesuje, jest pół godziny po południo, ja mam za sobą już dwa zastrzyki i 100mg w tabletce. W ciągu kilku najbliższych godzin mam odebrać dzieciaki ze szkoły, nakarmić je wcześniej ugotowanym obiadem, później wieczorem dyskoteka w szkole na której muszę być z nimi jako opiekun, oczywiście zachwycony ich pięknymi strojami uśmiechniętym ojcem. Piękny dzień, ale nie kurwa dla klasterowicza! Dla mnie to strach, niepewność, panika, a nie perspektywa mile spędzonego czasu z córkami. Piszę to przez łzy, z maska na ryju, 30 litrów tlenu na minutę nieznośnie szumi, mam ochotę wyć! Zdrowy człowiek nawet nie ma pojęcia co to bezradność w takiej sytuacji, nie wiem co będzie za pół godziny, a muszę jeszcze dać rady pół dnia! Wiem że ból odejdzie maksymalnie do 4 po południu, ale kto mi zagwarantuje że bestia nie wróci? Kto mi zagwarantuje że odpuści do 15stej abym mógł moje dziecko ze szkoły odebrać?